Własne regulaminy zamiast „pożyczonych” od konkurencji

Zawartość

W kolejnym artykule z cyklu prawniczych lifehacków krótko omówię kwestię regulaminów Waszych usług. Każda usługa świadczona drogą elektroniczną – niezależnie od tego czy jest to banalnie prosty sklep internetowy, niewielki serwis społecznościowy czy super nowoczesna usługa w chmurze – musi posiadać regulamin. Regulamin jest umową, którą Wy – usługodawca – zawieracie z użytkownikiem, czyli usługobiorcą. Co więcej – jeśli tym użytkownikiem jest konsument, to sprawa staje się mocno skomplikowana, bo jak już zapewne wiecie, z konsumentem nawet na odległość nie ma żartów.

Sam regulamin to temat na kolejny cykl artykułów, natomiast dziś chcę Wam wskazać jak można ułatwić sobie życie i uniknąć sporej ilości problemów tworząc regulamin dla Waszego serwisu.

Otóż mało kto czyta regulaminy serwisów internetowych – nie ukrywajmy, nikt tego nie lubi i najczęściej jest tak, że jeśli chcemy skorzystać z jakiejś usługi on-line to zależy nam na czasie – wielostronicowy dokument napisany skomplikowanym, prawniczym językiem będzie ostatnim elementem z jakim mamy ochotę się zapoznać. Dlatego też większość geeków-usługodawców traktuje regulaminy „po macoszemu”.

Tak naprawdę w znacznej ilości przypadków regulamin powstaje w oparciu o metodę „CTRL+C; CTRL+V”. Jest to najkrótsza i najszybsza droga do kłopotów. I nie chodzi mi tu o konkurencję, od której „pożyczyliśmy” regulamin – ale o to co się w tym regulaminie znajduje. Niestety – regulaminy usług internetowych rzadko kiedy przygotowywane są przez osoby mające w tym zakresie odpowiednie doświadczenie i umiejętności. Nawet jeśli regulamin przygotuje Wam prawnik – nie zawsze będzie on dobry i uchroni Was przed problemami. Na tworzeniu regulaminów trzeba się po prostu znać. Z tym jest jak z programowaniem. Ktoś kto świetnie zna PHP czy HTML niekoniecznie napisze aplikację w Javie, która pozbawiona będzie dziur i bugów.

Dlaczego nie kopiować regulaminów?

Ale o co dokładnie chodzi ? O coś co prawnicy nazywają „klauzulami abuzywnymi”, a co Legal Geek zdekompiluje Wam jako klauzule niedozwolone. Klauzule niedozwolone są to takie fragmenty prawniczego kodu, których nie tylko nie można używać, ale wręcz ich używanie naraża Was na realne straty olbrzymiej ilości pieniędzy. Wstawiając klauzulę niedozwoloną do regulaminu równie dobrze możecie zostawić w kodzie luki pozwalające na atak SQL Injection.  Niestety funkcjonujące w Internecie regulaminy pełne są takich klauzul. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów prowadzi rejestr tych klauzul – w tej chwili jest ich w tym rejestrze prawie 6000, a za rok lub dwa będzie ich dwa razy tyle. Co więcej – to że danej klauzuli nie ma w rejestrze nie znaczy, że można jej używać. Wystarczy, że dane postanowienie będzie sprzeczne z przepisami lub zasadami współżycia społecznego aby uznać je za zabronione.

Jakie są konsekwencje użycia klauzuli niedozwolonej w regulaminie?

Na początek jakieś 1500zł (w przybliżeniu, bo to zależy od kilku czynników), które musicie zapłacić jeśli sąd uzna Waszą klauzulę za zakazaną. Za jedną klauzulę. Jeśli klauzul będzie 5 lub 10 – robi się nam nie mała kwota.

Na rynku funkcjonują stowarzyszenia, które uczyniły sobie z wynajdywania takich klauzul stałe źródło dochodu i żyją z wyszukiwania regulaminów, które takie postanowienia zawierają. Nie będę tutaj zagłębiać się w mechanizm działania tych organizacji – ale zaczyna się od tego, że Google na zapytanie o treści takiej klauzuli wyświetli Wasz regulamin.

Jeśli na klauzulę niedozwoloną natrafi wspomniany Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – np. w wyniku skargi któregoś z Waszych Klientów – konsekwencje będą jeszcze dalej idące. Używanie w regulaminie postanowień, które już znajdują się w rejestrze klauzul niedozwolonych może Was kosztować nawet 10% zeszłorocznego przychodu. Podkreślam chodzi o przychód, a nie Wasz zysk. Przy start-upie, który nie przynosi jeszcze zysków może się okazać, że sporo dołożycie do interesu.

Dlaczego więc nie kopiować regulaminów? Bo regulaminy w Internecie najeżone są zakazanymi postanowieniami. Łatwiej trafić na takie postanowienie w internetowym regulaminie niż na maleware lub scam w mailu o tytule „Zdradzę Ci jak zarobić miliony”. Nie wierzycie Legal Geekowi? Przeprowadźmy doświadczanie – poszukajcie w Google frazy:

„Wszelkie zmiany Regulaminu obowiązują od daty opublikowania ich na stronie”

I jak? Ponad 3 800 wyników! A ta klauzula pierwszy raz została wpisana do rejestru w 2009 roku (pod nr 2420). Później dopisano jeszcze wiele jej odmian. Po pięciu latach nadal jest używana przez innych przedsiębiorców.

Także jeśli chcecie zaoszczędzić pieniądze i nerwy – skorzystajcie z prostego lifehacka. Nie kopiujcie cudzego regulaminu, tylko stwórzcie własny – przy pomocy kogoś kto się na tym zna. Koszty profesjonalnego doradztwa będą z pewnością znacznie niższe niż straty, jakie możecie ponieść. Nie warto przecież płacić kilkudziesięciu tysięcy złotych za „kopiuj-wklej”. Jeśli chcecie koniecznie coś klonować – to owce, nie regulaminy.

DORA, AI Act, NIS2, i PSR: Jak nowe regulacje zmienią branże FinTech i IT?

Chcesz wiedzieć, co te zmiany oznaczają dla Ciebie i Twojej firmy? Dołącz do naszego bezpłatnego webinaru.

Tomasz Klecor

Partner zarządzający
w kancelarii Legal Geek